„Gospodyni wiejska, na co zwracali uwagę lekarze, których cytuję, w wieku 30 lat wyglądała jak staruszka” – mówi Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka książki „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” w rozmowie z Dagmarą Łacny z „Onetu”.
Joanna rozmawia z wnuczkami i prawnuczkami kobiet żyjących na wsi w ubiegłym stuleciu. Sięga do archiwów rodzinnych, cytuje wspomnienia i pamiętniki. „W tych relacjach widać, że one były wykończone. Wielu moich rozmówców zwracało uwagę, że ich babcie miały ogromne poczucie krzywdy. Zużywały się w pracy ponad siły, a jednocześnie wiedziały, że nie mogą nic z tym zrobić.”
Potomkinie wspominają babcie jako ciche, pokorne służki, z którymi się rzadko rozmawiało, bo spora część tych kobiet prawie się nie odzywała, cały czas pracowały.
Właściwie każda chłopka niezależnie od tego, czy była bogata, czy biedna, harowała ponad siły. Nie stanowiły o sobie, były podporządkowane woli rodziców, męża, księdza.
Ta książka to głęboko poruszająca, nierzadko wstrząsająca historia naszych babek. Drastyczne są nade wszystko świadectwa lekarzy, świadectwa doświadczanej przemocy, nielegalnych aborcji, opresji kościoła.
„Książka mogła być jeszcze bardziej wstrząsająca, choć może trudno to sobie wyobrazić – mówi Joanna. – Musiałam napisać ją tak, aby czytelnik chciał doczytać do końca.”
Zuzanna Łapicka opowiadała, że gdy wniosła sprawę o rozwód, bo nie mogła już znieść zdrad męża, poczuła w sobie ulgę całych pokoleń kobiet w swoim rodzie, które godziły się na zdrady. Gdy rozwód został orzeczony, pomyślała, że zrobiła to nie tylko dla siebie, ale także dla nich – jakby wyzwoliła tym aktem wszystkie kobiety. Czasem mówimy o tym, że przełamuje się w nas rodzinna klątwa, kończy się zmowa milczenia i zgoda na upokorzenie i krzywdę. Gdy łamiemy krzywdzącą nas „normalność” i „tradycję”, doznajemy olśnienia (tak nie musi być!), uniesienia (oto wolność!), a także niemożliwego do opisania spełnienia i szczęścia (na początku nierzadko podszytego niepokojem, czy aby tak wolno). Wracamy do siebie. Wracamy do wewnętrznego, spokojnego domu.
Nasze chłopskie babki i prababki harowały od świtu do nocy, wyniszczała je praca ponad siły, przemoc, kolejne ciąże i pokątnie dokonywane aborcje, które nierzadko kończyły się sprawą w sądzie albo śmiercią. Te kobiety były nadzwyczaj silne i dzielne. Silne i dzielne. Czy słyszałaś kiedyś ten wątpliwy komplement; no, że jesteś taka silna i dzielna? Ja często. Przyjaciółka zwierzyła mi się, że ocknęła się dopiero po tym, jak kilka razy usłyszała od innych, że jest tak nieziemsko wprost pracowita. „To było jak grom z jasnego nieba, jak obelga – PRACOWITA!”.
Ten przymus nieustannej pracy, bo cały czas przecież musimy coś robić, często na rzecz innych. Cokolwiek by się działo, musimy dać z siebie wszystko, dać radę; musimy być dzielne.
Odpocznijmy. Odpocznijmy w imię naszych babek i prababek; zróbmy to dla siebie i dla nich; niech się ucieszą, gdziekolwiek są. Zróbmy to dla naszych córek, wnuczek i prawnuczek.
Niech – wreszcie, naprawdę – odpocznie w nas kobieta wiecznie zajęta, nieustannie działająca, niezastąpiona, niezawodna, nie do zdarcia. Weźmy głęboki oddech, potem drugi i kolejny, i kolejny. I prawdziwie odpocznijmy, tak do szpiku kości.