OBECNOŚĆ to brakujący element pełni życia. Potrzebujemy obecności jak powietrza; przeczuwamy, że jest niezbędna, abyśmy mogli być blisko ze sobą i z ludźmi, rozwijać się i żyć. Czym jest obecność i jak ją wzmacniać?
Co jest najważniejsze? Co sprawiło, że odnalazłaś kierunek w życiu? Co cię wzmacnia, buduje i stwarza? Gdy socjologowie pytają o to ludzi, ci najczęściej odpowiadają: obecność innych. To oni – uważni, dojrzali, przenikliwi i otwarci – głęboko nas poruszają i budzą do pełniejszego życia.
Pisarz Jack Canfield w swoim bestsellerowym zbiorze opowiadań „Balsam dla duszy” przytacza pewien socjologiczny eksperyment: studenci zostali wysłani do slumsów w Baltimore, by przeprowadzić badania nad przeszłością dwustu losowo wybranych chłopców. Na tej podstawie mieli sporządzić prognozę przyszłości dla każdego z nich. We wszystkich przypadkach studenci pisali po prostu: „On nie ma szans”. Dwadzieścia pięć lat później inni studenci dostali zadanie uzupełnienia tych badań. Mieli sprawdzić, jak rzeczywiście potoczyły się losy chłopców. Dwudziestu z nich przeprowadziło się lub zmarło. Z pozostałych stu osiemdziesięciu aż stu siedemdziesięciu sześciu osiągnęło nadzwyczajny sukces, stali się wziętymi prawnikami, lekarzami i biznesmenami. Wszyscy chłopcy – teraz już dojrzali mężczyźni – mieszkali w okolicy. Zapytano ich, czym tłumaczą swoje powodzenie. Wszyscy odpowiedzieli to samo: „Była pewna nauczycielka…” Odszukano starszą, lecz wciąż pełną wigoru damę i zapytano, jaką magiczną receptę zastosowała, by wydostać tamtych chłopców ze slumsów i zaszczepić im wiarę w siebie. W oczach nauczycielki błysnęły wesołe ogniki, a na jej ustach pojawił się łagodny uśmiech: „To bardzo proste – odparła. – Kochałam ich.”
Powstaje wiele książek i filmów o tym, w jaki sposób obecność jednej osoby może przemienić życie wielu, uzdrowić społeczność, wznieść świadomość na wyższy poziom, sprawić, że ziemia zakwitnie i wyda owoce. W filmie „Prochy Angeli” nakręconym na podstawie autobiograficznej powieści Franka McCourta przeżywamy losy chłopca, żyjącego w Irlandii w wielkiej biedzie, w emocjonalnym chaosie. Miał 11 lat, gdy dwóch nauczycieli zwróciło uwagę na jego dar pisania. Dusza chłopca ożyła. Gdy miał 19 lat, wsiadł na statek płynący do Ameryki, by uczyć się pisarstwa w collegu.
Podobny motyw odnajdujemy w filmie „Młodzi gniewni”, nakręconym także na podstawie powieści autobiograficznej. Nauczycielka Louanne Johnson, grana przez Michelle Pfeiffer, sprawia, że grupa trudnej afroamerykańskiej młodzieży z przedmieść odnosi niebywały sukces. Czy sukces może być indywidualny? Czy naprawdę zależy – jak często sądzimy – od uporu, siły woli, determinacji, nadludzkiej pracowitości i wybitnej inteligencji? – pyta Malcolm Gladwell, publicysta „New Yorkera” w książce „Poza schematem”. Zaprasza w świat ludzi najwybitniejszych, odnoszących największe sukcesy. Pyta, co sprawiło, że The Beatles stał się najsłynniejszym zespołem w dziejach, a Bill Gates milionerem, i skąd biorą się najlepsi piłkarze świata. Gladwell nie analizuje ich ponadprzeciętnego IQ, nadprzyrodzonego szczęścia, ani niezwykłych ambicji – bo to nie one są źródłem sukcesów. Za to uważnie przygląda się ich rodzinom, ludziom, którzy ich kształtowali, wartościom i kulturze, w której wzrastali. I twierdzi, że niemożliwe jest pełne sukcesów życie w oderwaniu od ludzi, którzy nas niosą, tworzą i budują.
Ja także pytałam dziesiątki osób, jak to się stało, że są tacy jacy są, wierzą w siły życia, nie załamują się, afirmują istnienie swoje i innych. Najczęściej zaraz po zadaniu tego pytania słuchałam i słucham długich, energetycznych opowieści o spotkaniach, które odmieniły życie, nadały mu sens i kierunek. Joanna Szczepkowska opowiadała mi o swojej mistrzyni Halinie Mikołajskiej: „Byłam nią zafascynowana; jej inteligencją, poczuciem humoru, pasją życia, wrażliwością, wszechstronnością zainteresowań, odwagą bezkompromisowego angażowania się w działania politycznej opozycji. Nie straciła wewnętrznego żaru nawet wtedy, gdy zachorowała na nowotwór; nadal mówiła, że świat jest piękny. Uważnie śledziła wszystko, co robię w teatrze, dopingowała mnie. Zaszczepiła mi konieczność nieustannej pracy nad sobą. To ktoś, z kim prowadzę niekończącą się rozmowę.”
Zbigniew Zamachowski opowiadał mi o swojej nauczycielce aktorstwa Ewie Mirowskiej: „Ogromnie dużo jej zawdzięczam, najwięcej. Ona mnie ukształtowała; z chłopca, który najbardziej cenił sobie uroki grania w piłkę, zrobiła kogoś, kto zaczął myśleć, czytać. Przy niej odkrywałem świat, mechanizmy nim rządzące, zacząłem zastanawiać się nad moją rolą w tym świecie. Jak potoczyłoby się moje życie bez Niej? Byłoby ciężko.”
„Miałem 19 lat, gdy poznałem mojego nauczyciela Miltona Ericksona (uznanego za hipnoterapeutę wszechczasów – przyp. red.) – opowiadał mi doktor Stephen Gilligan, popularny na świecie trener duchowości, wielokrotnie odwiedzający nasz kraj: „Dokładnie pamiętam moment, gdy go zobaczyłem. Jego spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, rozpaliło we mnie ogień. W moim ciele nastąpił wybuch galaktyki, to była energetyczna eksplozja, dreszcze, gorąco, otwieranie się duszy. Na chwilę czas przestał istnieć. I klarowny wgląd: „a więc po to przyszedłem na ten świat, żeby go spotkać, uczyć się od niego i dzielić się z innymi. Jest fantastycznym człowiekiem, świetnie pracuje, chcę być taki, jak on.” Przebudziłem się. Miałem jasność swojej misji.”
Doktor Gilligan pytał wiele osób, kto pomógł im w przebudzeniu; w jaki sposób to zrobił, jaką metodą. Wszyscy powiedzieli to samo: „Nie było żadnej metody, po prostu popatrzył na mnie z miłością. Zobaczył mnie.” Człowiek obecny ma tę energię – energię miłości, która odbija się w nas i następuje otwarcie, połączenie.
Jest taki słynne zdanie Anthony’ego de Mello: „Najwspanialszym aktem miłości, jakiego możesz dokonać, nie jest służba, lecz widzenie. Gdy służysz ludziom, to pomagasz, podtrzymujesz, pocieszasz, przynosisz ulgę w bólu. Gdy widzisz ich w ich wewnętrznym pięknie i dobroci, to przekształcasz i tworzysz.”
Daniel Goleman w swojej bestsellerowej książce „Inteligencja społeczna” pisze: wszystko, co w naszym życiu najważniejsze, dzieje się poprzez relacje. Potrzebujemy ludzi, którzy są obecni dla nas; są zawsze po naszej stronie, hojni i twórczy, wrażliwi i współczujący, swobodni i otwarci. Widzą nas, wierzą w nas. Mają wysokie poczucie własnej wartości, dlatego zależy im na innych. To dzięki nim stajemy się bardziej szczęśliwi i spełnieni, lepsi, wzmocnieni.
Psychologowie społeczni, pisząc o trudnej młodzieży, często podkreślają, że wystarczy jedna dorosła osoba, która prawdziwie zainteresuje się dzieckiem, zobaczy je, aby miało szansę urzeczywistnić swój potencjał. Alice Miler autorka bestsellerowych książek o zniewolonym dzieciństwie nazywa taką osobę „świadkiem oświeconym” – to ktoś kto widzi i rozumie dziecko, i chce być z nim, mimo wszelkich trudności. Ktoś obecny.
Obecność jednej osoby może dokonać cudu przemiany. Dobrze o tym pamiętać w naszych pełnych chaosu i niepewności czasach.
W jaki sposób obecność kształtuje nasze związki z najbliższymi?