Polsat przypomniał niedawno film, który jest na mojej liście TOP-10. To „Patch Adams” z brawurową rolą Robina Williamsa. Opowieść o lekarzu naszych marzeń.
Film pokazuje życie prawdziwego lekarza, który odkrył w sobie talent rozbawiania ludzi i pomagania. Założył darmowy szpital, do którego aplikowało ponad tysiąc lekarzy z całego świata. Ale co równie ważne – twierdził, że wszyscy jesteśmy pacjentami i wszyscy jesteśmy lekarzami dla siebie nawzajem – rodzimy się z darem obecności, uważnego słuchania i troski.
Ta historia nieustająco wzrusza mnie do łez, bawi do łez i zatrzymuje w tej żywej chwili, która właśnie trwa; w chwili połączenia z życiem.
Tym razem także konfrontuje z moimi ostatnimi doświadczeniami w gabinetach lekarskich. Wizyty wyglądają mniej więcej tak:
– Proszę mówić – słyszę głos lekarza, ale nie widzę jego twarzy schowanej za ekranem komputera. Coś tam chyba pisze. Jego biurko pod jedną ścianą, krzesło na którym siedzę pod drugą, oddalone od siebie tak, że nawet moje szkła kontaktowe nie dają komfortu widzenia.
Opowiadam, co mi dolega. Widzę tylko ucho lekarza, więc ufam, że mnie słyszy. Rozkręcam się – mówię od kiedy, z jakim nasileniem, co mi pomaga, a co nie.
Lekarz nie zmieniając pozycji, stanowczo przerywa: „proszę już nie mówić”. Zamieram w pół słowa.
Cisza. Słyszę stukanie w klawiaturę. Coś mi się przypomniało, chcę powiedzieć. Pytam nieśmiało, czy mogę. Chłodne: „proszę mówić”. Mówię.
Znowu cisza, szum drukarki. Dostaję receptę – i wyjaśnienie, w krótkich żołnierskich słowach, co i jak brać.
W końcu, gdy mówię „dziękuję” i „do widzenia”, podnosi na mnie oczy, na chwilę. Wydaje się zmęczony, znużony, martwy. Koniec wizyty. Wychodzę.
Cudowny lekarz Patch Adams mówi do swojego przełożonego Bardzo Ważnego Profesora Medycyny:
„Życie to coś więcej niż władza i autorytet. My lekarze chcemy pomagać ludziom, leczyć chorobę i chorego, dlatego musimy zanurzyć się w ludzi, zanurzyć się w morzu człowieczeństwa.”
Mówi jeszcze:
„Chcę pomagać! Docierać do ludzi, kiedy najbardziej dotyka ich cierpienie, leczyć, ale także wspierać i dawać nadzieję.”
Pyta:
„Co odróżnia lekarza od naukowca? Nie mówcie, że pensja! Ludzie!”
Tak mi szkoda panie doktorze, że ten krótki czas razem przepłynął niezauważony, bez kontaktu, bez ludzkiego ciepła, zainteresowania, obecności. Stracona szansa wzmocnienia siebie nawzajem, dodania sobie otuchy.
Przecież niczym się od siebie nie różnimy, wszyscy doświadczamy bólu i tęsknimy za odrobiną zrozumienia. Dając, otrzymujemy. Troszcząc się, doświadczamy troski. Wtedy właśnie czujemy się żywi, połączeni, otwarci, ufni i spełnieni.
Czekam na kolejną wizytę – tym razem na spotkanie z wrażliwym lekarzem. Twórca terapii prowokatywnej Frank Farelly mawiał, że „dopóki ciało ciepłe, zmiana jest możliwa!” Patch Adams komunikował się w podobnym stylu, też by tak powiedział. Bezgranicznie w nas wierzył.
Więc i ja nie tracę nadziei.