Nasz Dom Ziemia: Ukorzenieni

– To jest nasze naturalne prawo żyć w czystym środowisku, jeść zdrową żywność, kultywować tradycje, otaczać się pięknem. Dla niby-dobrobytu niszczymy środowisko, naturę, ziemię, więzi społeczne. Zatrzymajmy to, póki nie jest za późno – mówi Jadwiga Łopata*
– Zawsze podaję przykład Polski jako kierunku, w którym powinniśmy iść w Europie i w Stanach. To, co macie, jest najcenniejsze dla wszystkich, dla całej planety. Rolnictwo na Zachodzie – wielkie monokultury na bazie chemii i GMO  – zniszczyło wartości naturalne, ziemię, i niszczy coraz bardziej. Jeśli chcemy wyżywić świat, musimy postawić na małe i średnie gospodarstwa rodzinne, takie jak u was – mówi sir Julian Rose*

Jadwiga Łopata jako pierwsza Polka i pierwsza Europejka została laureatką Nagrody Goldmana zwaną „ekologicznym Noblem.” „Działalność Jadwigi Łopaty chroni małe gospodarstwa tradycyjne i ekologiczne w Polsce, ich bogatą spuściznę kulturową i wyjątkową różnorodność biologiczną jako model dla Europy” – powiedział twórca nagrody Richard N. Goldman podczas ceremonii w San Franisco w 2001 roku.
Spotykamy się w Stryszowie, w Małopolsce, gdzie w niewielkiej ponadstuletniej kamienno-drewnianej chałupie Jadwiga mieszka z angielskim arystokratą sir Julianem Rose, wielbicielem polskiej wsi. Od 12 lat są parą. „Oryginalną – śmieją się. – Polska chłopka i angielski baron.” Regularnie jeżdżą do Anglii, bo Julian ma tam gospodarstwo ekologiczne, jednak większość czasu spędzają w Polsce. Oprowadzają mnie po dwuhektarowym gospodarstwie, które Jadwiga kupiła zrujnowane 15 lat temu. To tutaj mieści się także biuro Ekocentrum, założonej przez nią Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. „Mam taki charakter, że jeśli czegoś nie sprawdzę na sobie, nie mówię o tym” – podkreśla. Ma tu wszystko, co promuje w ramach Koalicji. Gospodarstwo jest samowystarczalne. Dwa budynki z gliny i słomy zasilane energią słoneczną. Kolektory słoneczne, podgrzewające wodę. Elektrownia wiatrowa, produkująca prąd. Przydomowa oczyszczalnia ścieków. Ekologiczny ogród warzywno-ziołowy. Sad z pięćdziesięcioma starymi odmianami jabłoni, czereśni i śliw. W zagrodzie owce, kury, króliki i alpaki. Ekologiczny Nobel jest także za to właśnie miejsce – jedyne w Polsce, gdzie można zobaczyć, jak w sposób kompleksowy działają ekologiczne rozwiązania w tradycyjnym wiejskim gospodarstwie.

Jadwiga częstuje herbatką z czarnego bzu, zebranego w okolicy. Miesza zupę, którą za chwilę będziemy jeść. Spotykamy się 2 kwietnia, więc zupa jest jeszcze zimowa, z pasternaku, marchewki, ziemniaków i ogórka kiszonego, z dodatkiem ziół i jarmużu. Dosiada się sir Julian Rose.

Jadwiga: U nas posiłek jest uzależniony od tego, co wyrośnie w polu. Jestem wegetarianką, więc uprawiamy mnóstwo warzyw. Robimy przetwory owocowo-warzywne, kiszonki na zimę. Zbieram i suszę zioła. Już niedługo zacznie się czas pokrzywy; cieszę się, bo pokrzywa jest bardzo zdrowa, oczyszcza krew. Można z niej zrobić sok, dodać do sałatki, do zupy, do kotletów warzywnych. W świeżo zebranych warzywach i ziołach jest mnóstwo energii. Nie potrzebujemy zapchać żołądka byle czym; potrzebujemy znacznie mniej jedzenia, ale pełnego energii.

Julian: Ciągle jeszcze macie bioróżnorodność świata zwierząt, roślin, owadów, ponieważ istnieją małe, rodzinne gospodarstwa, w których stosuje się tradycyjne metody produkcji żywności. To jest ogromna wartość. W małym gospodarstwie gospodarz zna każdy kawałek swojej ziemi i szanuje ją. Zawsze podaję przykład Polski jako kierunek, w którym powinniśmy iść w Europie i w Stanach. To co macie jest najcenniejsze nie tylko dla was, ale także dla wszystkich, dla całej planety. Rolnictwo w Europie zachodniej i USA, wielkie monokultury na bazie chemii i genetycznie modyfikowanych nasion, zniszczyło wartości naturalne, ziemię, i niszczy coraz bardziej. Kolejne kraje są wpychane w ten destrukcyjny nurt. Naukowcy wielokrotnie potwierdzili, że jeśli chcemy wyżywić świat, musimy postawić właśnie na małe i średnie gospodarstwa rodzinne.

– Nie jesteśmy więc zacofani?

Jadwiga: U nas tworzy się obraz rolnictwa zachodniego, że takie dobre, bo wielkie, nowoczesne. Kraje zachodnie, tak zwane bogate (mówię tak zwane bogate, bo nie widzę tam prawdziwego bogactwa) zniszczyły to wszystko, czym teraz zachwycają się u nas. Mieli wspólnoty wiejskie, w których mieszkało kilkadziesiąt rodzin, część z nich uprawiała ziemię. Mieli dobrą, lokalnie produkowaną żywność. Zaczęli jednak powiększać gospodarstwa. We wsi zostało dwóch rolników, a monokultura zamieniła ziemię w pustynię. Ludzie wyemigrowali. Wieś stała się martwa: pozamykano szkoły, sklepy, pocztę. Od ponad 20 lat obserwuję Zachód, bywam na konferencjach, rozmawiam z rolnikami. Wiem, co naprawdę myślą i czują. Przyjechali do nas do Polski rolnicy francuscy i mówią: „my nie chcemy hektarów, my chcemy sąsiadów.” Bo człowiek nie po to żyje, żeby od rana do wieczora siedział w traktorze i orał, produkował żywność, która jest problematyczna. Taka produkcja nie daje satysfakcji. To jest niewolnicza praca: nie wiadomo dla kogo. Jednak muszą tak pracować, ponieważ mają wielkie kredyty. Chcieliby być wolnymi ludźmi, sami decydować, co chcą produkować i jak. Chcieliby wrócić do tego, co było, do małych gospodarstw, wspólnot; odbudować to, co zniszczyli.

Julian: Nie róbcie tego błędu, co my. Chrońcie swoje wartości.  Ludzie na Zachodzie są w głowie, a wy tutaj (dotyka klatki piersiowej po stronie, gdzie jest serce). To niesamowita wartość. Ponieważ macie bliski kontakt z naturą, wasza duchowość jest mocna, głęboka, ugruntowana.

Jadwiga: Julian zawsze podkreśla, że jesteśmy bardzo gościnni, mamy otwarte serca, jednak to często też działa na naszą niekorzyść. Musimy nauczyć się mówić: „dosyć, wystarczy, tu kończy się nasza gościnność, tego nie damy zniszczyć.” Ciągle mamy ponad milion małych gospodarstw, które mogą wyprodukować mnóstwo bardzo dobrego jedzenia. Mogą zaopatrywać lokalne wspólnoty, małe miasteczka. Polska wieś nie potrzebuje wielkich inwestycji i wielkich pieniędzy, potrzebne są tylko odpowiednie regulacje prawne, które sprzyjałyby temu kierunkowi.

Julian: Wielkie rozwiązania nigdy nie są dobre. Nigdy. Obciążają środowisko. Wiążą się z obcym kapitałem, z ludźmi którym nie zależy na lokalnej społeczności.

Jadwiga: Nie doceniamy siebie, tego, co umiemy, co mamy. W porównaniu z ludźmi z Zachodu jesteśmy super uzdolnieni. Mamy wspaniały potencjał bioróżnorodności, wspaniałe jedzenie, fantastycznych specjalistów, a wciąż nie umiemy tego docenić.

– Raczej myślimy o sobie , że jesteśmy gorsi, zawistni, zakompleksieni, zaściankowi i pesymistyczni.

Julian: W zachodnich krajach obowiązuje wąska specjalizacja. Wy potraficie bardzo wiele rzeczy. Gospodarz naprawi traktor, samochód, maszynę do szycia, a nawet często zbuduje dom! Gospodyni piecze, gotuje, szyje, hoduje warzywa, kury.

Jadwiga: U nas ciągle jeszcze powszechne jest to, co na Zachodzie już jest wyjątkowe i alternatywne. Na przykład kiszone ogórki, kapusta, buraki, żur to wciąż nasze dania powszednie. Te dania poszły w zapomnienie w tak zwanych bogatych kulturach. W Stanach, w Anglii przebojem są tak zwane probiotyki – lekarze przepisują je, by wspomóc wyjałowiony organizm, który potrzebuje bakterii. Od kilku lat w tych krajach pojawił się naturalny probiotyk w postaci kiszonek. I to jest szlagier, który ogarnął Amerykę i Anglię. Hit w postaci kiszonej kapusty! A ktoś, kto potrafi kisić kapustę – ojej, jaki specjalista! Przejęcie produkcji żywności przez wielki agrobiznes doprowadziło do tego, że ludzie zaczęli więcej chorować. To z powodu chemii, którą stosuje się przy produkcji i konserwacji, GMO oraz braku naturalnych bakterii. Więc teraz ogłaszamy cud kiszonek. To pokazuje, jaki ten świat jest chory. W zachodnim świecie co drugie dziecko ma alergię, w Polsce też jest coraz więcej zachorowań. To się bierze z osłabienia organizmu zatrutego jedzeniem. Rolnictwo wielkoobszarowe, chemiczne, które niszczy ziemię, naturę, produkuje żywność, która niszczy zdrowie.

– Mówisz o sobie, że jesteś uparta i zdeterminowana. Skąd to się bierze?

Jadwiga: Wyrosłam na wsi, w małym gospodarstwie rodzinnym. To dało mi mocną podstawę, ukorzenienie. Biegałam po łąkach z ptakami, motylami, robiłam z tatą koszyki wiklinowe, tkałam kilimy. Kochałam chodzić po drzewach. Wchodziłam na wysoką czereśnię, przytulałam się do niej, obejmowałam ją, i z wiatrem kołysałyśmy się razem. Czułam się tak bezpieczna. Rosłam z naturą, ze zwierzętami. Tata był pasjonatem ogrodu. Każde drzewo w ogrodzie było inne; przeróżne gatunki jabłoni, czereśni, śliw. Wielu tych odmian już nie ma; nie można ich odtworzyć. Pamiętam ogromne, żółte, soczyste śliwy, odmiana dawno utracona. Wieś, na której wyrosłam, to dziś marzenie wielu ludzi, którzy mówią o tak zwanych ekowioskach. Te wsie z mojego dzieciństwa były piękne. Była współpraca między ludźmi, mocne więzi. Każdy miał swoje miejsce. Wszyscy wiedzieli, co kto robi. Ludzie bardzo się starali; gdyby nie robili dobrze tego, co do nich należy, od razu sąsiedzi by im wytknęli. Uprawialiśmy wszystko, ponieważ gospodarstwa były nastawione na samowystarczalność. Przede wszystkim miały wyżywić rodzinę, tę bliższą i dalszą. Nadwyżki się sprzedawało. Pamiętam dbałość, troskę o wszystko, o jakość upraw, o zwierzęta, o środowisko. Sąsiedzi sobie pomagali. Dzieci pracowały z dorosłymi. Dużo było przy tym rozmów, śmiechu, zabawy, wspólny posiłek. Ta praca jednoczyła ludzi i dawała podstawy do życia.

– A potem poszłaś do miasta.

Jadwiga: Skończyłam studia matematyczne na UJ w Krakowie. Przez kilka lat pracowałam jako programistka w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Bielsku- Białej. Źle czułam się w mieście, chorowałam, szkodziło mi jedzenie. Zastanawiałam się, dlaczego. Chodziłam na wykłady o ekologii Janusza Korbela z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot i moja świadomość zaczęła się budzić. Zdecydowałam, że wracam na wieś.

– Był rok 1991, z przyjaciółmi wymyśliliście Europejskie Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki.

Jadwiga: W tym czasie do Polski przyjechali Holendrzy i zachwycili się polską wsią. Zaprosili mnie do siebie do Holandii do małej wspólnoty, którą stworzyli. Spędziłam z synem Krzysztofem w Holandii dwa lata. Wróciłam stamtąd jako główna koordynatorka na Polskę Europejskiego Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystki. Zajęłam się promocją polskich gospodarstw ekologicznych, do których wkrótce przyjechali goście z Holandii, Niemiec, Belgii i Francji. Rolnicy pisali mi później, że goście wstawali z nimi o 5 rano, pomagali w obsługiwaniu zwierząt, doili krowy, zwozili siano, stawiali kopki, chodzili za nimi i pomagali we wszystkim. I w kółko mówili im, jacy są wspaniali, jak wszystko świetnie robią. Wiele z tych gospodarstw dzięki temu rozwinęło skrzydła. Ja natomiast byłam coraz bardziej zdeterminowana. Przez pół roku myślałam, co zrobić, żeby promocja objęła nie sto, ale półtora miliona gospodarstw, całą polską wieś. Gdy człowiek jest zdeterminowany, otwierają się możliwości. W 1998 roku zostałam nominowana do międzynarodowej organizacji „Innowatorzy dla Dobra Publicznego – Ashoka”. Wtedy powstała Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi. Wymyśliłam taką prowokacyjną nazwę, żeby zmusić Polaków do myślenia, dlaczego międzynarodowe forum ma bronić polskiej wsi. Zresztą to jest prawda – międzynarodowe forum naprawdę docenia wartości polskiej wsi, to wszystko, co robią drobni rolnicy, bo bez nich nie byłoby bioróżnorodności, dobrego jedzenia. Zaczęłam robić spotkania i konferencje dla członków Ashoki na polskiej wsi, żeby u nas pobyli, pomieszkali, spróbowali jedzenia, pooddychali naszym powietrzem i dopiero wtedy dyskutowali o przyszłości. Miałam tutaj w Stryszowie przeróżnych gości, był konsul ze Stanów i książę Karol, który w Anglii prowadzi gospodarstwo ekologiczne. Przez Ashokę poznałam Juliana. Był już wtedy zaintrygowany Polską; że mamy tak wiele małych gospodarstw, a w związku z tym ogromne możliwości. Nasza ziemia ciągle jeszcze nie jest zniszczona, wyjałowiona. Jeszcze mamy szansę uratować to, co najcenniejsze.

– Jak my zwykli ludzie możemy pomóc tej szansie?

Jadwiga: Organizujmy się w grupy i szukajmy w najbliższej okolicy rolników, którzy będą produkować dla nas żywność. Rolnicy potrzebują się organizować, aby swoją dobrą żywność w większym zakresie oferować miastu. Taka wymiana wzmacnia wszystkich – rolnikom daje szanse przetrwana, a konsumentom dostęp do dobrego jedzenia. W zachodnim świecie mamy też dobre przykłady. Dwa lata temu we współpracy z konsulatem Austrii w Krakowie zorganizowaliśmy konferencję poświęconą żywności lokalnej i zakazowi GMO. Przyjechali najwyżsi urzędnicy z austriackiego Ministerstwa Rolnictwa i sama pani minister środowiska i zdrowia, które w Austrii wydało zakaz GMO ze względu na zagrożenie zdrowotne. Na tę konferencję byli oczywiście zaproszeni przez konsula członkowie polskiego rządu. Nikt nie przyjechał.

Julian: Waszym jedynym problemem są ludzie u władzy zapatrzeni na Zachód.

Jadwiga: Słuchałam, co mają do powiedzenia austriaccy urzędnicy i dech mi zaparło. Oni z całym przekonaniem działają dla dobra swojej społeczności. Sami, nie pod naciskiem i presją społecznych żądań, wymyślają, co zrobić, żeby zabezpieczyć swoich obywateli przed przepisami Unii Europejskiej, kolejnymi złymi zmianami. Austria jest krajem, gdzie ponad 50 procent żywności produkuje się metodami ekologicznymi. I to jest kierowane dobrą polityką rządową. Wspierają małe gospodarstwa i ekonomicznie wychodzą na tym bardzo dobrze. Mówili, jak sobie radzą. Jesteśmy w idealnej sytuacji, żeby porównać się do Austrii i czerpać z ich rozwiązań.

– W jakim świecie chciałabyś żyć?

Jadwiga: Wartości bliskich sercu, których nie można kupić: szacunku dla pracy, dla ludzi, zwierząt, przyrody, kultury. To jest nasze naturalne prawo żyć w czystym środowisku, jeść zdrowe jedzenie, kultywować tradycje, otaczać się pięknem. Każdy z nas odejdzie z tego świata i zostawi wszystko. Czy warto dla niby-dobrobytu niszczyć naturę, ziemię, więzi społeczne? Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby zatrzymać ten przeciwny życiu proces.

Jadwiga Łopata jest inicjatorką Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi, która skupia 41 organizacji z 18 krajów. Laureatka Nagrody Goldmana, zwanej „ekologicznym Noblem.” Jest dyrektorką Ekocentrum ICPPC (współtworzyła je z synem  Krzysztofem), które oferuje wiele warsztatów związanych z ekologicznymi technologiami, z produkcją i przetwarzaniem żywności, z kulturą i tradycją.

Sir Julian Rose jest aktywistą, rolnikiem, autorem książek.

Przeczytaj też:
Ziemia to my