Być służącą, być w służbie

Bywam służącą, nieprzyjemna sprawa: dużo złości, oporu, powinności, wewnętrznego konfliktu. Lęku. Słuchania głowy. Ufania głowie. Głowa, jak to głowa, nadaje swoje, zawsze to samo: co powiedzą, co powinnam, jak przeżyć, jak się obronić.

Służąca w nas boi się. To dlatego tak gorliwie wyręcza, zamiata, uprzedza życzenia, uśmiecha się, żeby się przypodobać: żeby lubili, pozwolili żyć. Jest zła, ponieważ coś w niej WIE, że to nieprawda, że udaje, „robi” życie zamiast żyć. To jest mozół, pole bitwy, walka: jestem „ja” służąca i jakiś świat na zewnątrz mnie, który mam zadowolić. Jakieś „życie”, które trzeba naprawiać: sprzątać, cerować, łatać dziury. A przecież ile by wysiłku nie włożyć, i tak się zepsuje, pobrudzi i popruje.

A może by tak „nie robić”, nie sprzątać, nie naprawiać? „Trzeba” – mówi głowa. „Takie jest życie” – mówią ludzie.

A co na to serce? Co na to ciało?

Tu wszystko jest proste: jestem, jesteśmy życiem. Żywym, pulsującym, wibrującym, twórczym życiem, które zaprasza do ekspresji, ekspansji, rozwoju, wzrostu, ewolucji. Poruszone czułe serce, rozwibrowane ciało – oto nawigacja. A wtedy nie ma komu dawać i od kogo brać. Po prostu wszyscy jesteśmy w służbie. Służymy poprzez to, kim jesteśmy.

Życie daje życiu, wydaje się, że nasze małe „ja” nie ma tu nic do roboty. Życie daje i bierze z radości dawania i brania, niczego nie chce w zamian, i wszystko przyjmuje z wdzięcznością. Nie sprzedaje dawania i nie kupuje brania. Bycie w służbie jest wolnością, ponieważ życie, którym jesteśmy, jest wolne i nieograniczone. Erotyczne, nie neurotyczne.

Neurotyczna służąca w nas tęskni za erotycznym, namiętnym byciem w służbie. Umiera z tej tęsknoty. A wystarczy tylko posprzątać z miłością. 🙂