Wielkie otwarcie w świadomości. Wielkie otwarcie na prawdę, na własny cień, na przeszłość i teraźniejszość. Wielkie otwarcie naszych współczujących serc.
Tak wiele wspaniałych i głębokich refleksji w ostatnim czasie na temat mechanizmów przemocy w kościele katolickim, więc ja o tym, co najbliżej – o mamie i tacie. O naszych matkach i ojcach, i o matkach i ojcach, którymi jesteśmy.
Najbardziej poruszająca, a jednocześnie wstrząsająca scena w filmie „Tylko nie mów nikomu” Tomasza Sekielskiego to dla mnie (i nie tylko dla mnie, jak słyszę w komentarzach) wypowiedź mężczyzny, który zwierza się, że opowiedział mamie o molestowaniu przez księdza, a ta nie uwierzyła. Chłopiec ciężko się rozchorował. popadł w anoreksję.
Wierzę, że teraz po powstaniu obu filmów o przemocy w kościele – filmu „Kler” Wojciecha Smarzowskiego i „Tylko nie mów nikomu” – to nie byłoby już możliwe; to już nigdy nie będzie możliwe. Mamy i ojcowie, gdy zauważą, że dziecko jest smutne, opada z sił, przestaje jeść, podniosą larum, poruszą ziemię i niebo, aby dowiedzieć się, co się stało. Otoczą dziecko troską, zrozumieniem i bezwarunkową miłością, aby mogło wyjawić wszystko, co je dręczy. Rozpoznają ból, poczucie winy i wstydu, lęk i przerażenie. I nie zawahają się ani chwili, aby o tym głośno powiedzieć każdemu, komu trzeba o tym powiedzieć. I zrobią wszystko, co w ich mocy, aby ochronić inne dzieci.
Ale nie tylko. Wierzę, że oba filmy tak poszerzą naszą świadomość (co właśnie się dzieje), że dzieci będą w stanie bez wahania opowiedzieć, co je spotkało nie tylko mamie czy tacie, ale także wujkowi, cioci, siostrze, bratu, babci, dziadkowi i sąsiadce. I już nigdy w takiej sytuacji nie poczujemy się bezradni.
Aby tak mogło się stać, konieczne jest oczywiście przyjęcie własnego cienia, dotknięcie własnych ran. Bez tego nie sposób zobaczyć prawdy, zmierzyć się z nią, przyjąć to co jest, współczuć, prawdziwie kochać.
Zaczął się głęboki proces oczyszczania, zdrowienia – ujawnianie jest zaledwie pierwszym krokiem, niezbędnym jednak, aby przemiana mogła się dokonać. Nie możemy przecież przemienić czy uwolnić czegoś, co nie jest widziane, przyjęte i uznane jako rzeczywiste.
Tego procesu już nic nie zatrzyma. Jest dla nas wielką szansą, wielkim otwarciem.
Wierzę, że przejdziemy wzmocnieni przez tę szokującą ciemność i ból. A potem zbudujemy mocne wspólnoty, „wioski”, w których będziemy sobie ufać i już nigdy nie cofniemy się przed żadnym trudnym wyzwaniem. Wierzę, że taki właśnie świat wyłania się z chaosu, którego doświadczamy. Nasze zaangażowanie, oddanie i troska zbliża nas do prawdy i bliskości, najpierw i nade wszystko ze sobą.