Archiwa tagu: autocoaching

Pomóżmy sobie bardziej

– Czy metafory, których używamy, pomagają nam osiągać wewnętrzny dobrostan i dążyć do tego, czego pragniemy? Czy dodają skrzydeł, wzmacniają ekscytację życiem i radość? – pyta Benedykt Peczko, autor książki „Autocoaching dla każdego”.

„Autocoaching dla każdego” – oto kompendium bezpiecznego nawigowania po zaskakujących meandrach psychiki, labiryncie umysłu i chaosie świata, nie do przecenienia na każdym etapie życiowej podróży.

Mnóstwo tu praktyk, ćwiczeń, podpowiedzi, inspiracji do badania i poznawania siebie, do odkrywania wewnętrznych i zewnętrznych zasobów, do umacniania siebie na wszelkie możliwe sposoby. A stąd już tylko krok do optymalnych rozwiązań, do doświadczania i doceniania bogactwa życia.

Benedykt Peczko, autor „Autocoachingu…”, psycholog, psychoterapeuta, coach, trener, superwizor psychoterapii i coachingu, znany jest także z naszych wspólnych rozmów, drukowanych przez lata w miesięczniku „Zwierciadło”, w cyklu „Czytając mężczyznę”. Rozmowy te złożyły się na dwie popularne książki „Zrozumieć mężczyznę” i „Męski świat”.

Moja rozmowa z Benedyktem na temat „Autocoachingu…” ukazała się w lipcowym numerze magazynu „Sens”. Tutaj prezentuję tę rozmowę w wersji uzupełnionej, poszerzonej. Dotyczy siły metafor, których używamy, a które w ogromnym stopniu wpływają na nasz wewnętrzny stan, emocje, reakcje, zachowania, wybory, decyzje, czyli na kształt i jakość życia. Jakże często nie jesteśmy tego świadomi!

Co się dzieje z wypalonym lasem

– Rozmawiam ze znajomą, pytam, jak zdrowie, co w pracy, bo słyszałam, że jej firma wychodzi z kryzysu. „No cóż, pchamy ten kamień…” – ona na to, wzdychając. Nie powiedziała, że pod górę, i nic o Syzyfie…

– Mogła o nim nie wspominać, ale to kulturowa metafora, na tyle obecna w naszej nieświadomości, że skojarzenie pojawia się samo, prawda?

– Poczułam się przytłoczona, skurczona od ciężaru i wysiłku. A przecież sytuacja, którą w ten sposób kobieta opisała, mnie nie dotyczy.

– Metafora uruchamia naszą wyobraźnię, wyobraźnia generuje emocje i odczucia w ciele. Pchać kamień jest niezwykle trudno. Gdy jest duży, utrzymać go w ruchu wydaje się prawie niemożliwe. Taka metafora tworzy jednoznaczne skojarzenia: wysiłek ponad ludzkie siły, zadyszka, ściekający po skroniach pot…

– Nie mówiąc już o daremności wysiłków Syzyfa. To oczywiste, że używając takich metafor osłabiamy siebie, jak to się często mówi, stoimy sobie na drodze. Twoja książka „Autocoaching dla każdego” o tym właśnie jest: że możemy zejść sobie z drogi, pomóc sobie.

– Trzymając się metafory: zapraszam wszystkich nas, abyśmy co jakiś czas zdejmowali okulary, przez które patrzymy na siebie samych i na świat. Abyśmy je starannie oglądali: jaki mają kształt, jakie soczewki, czy nie ma tam jakiś skaz, pęknięć, plamek. Rzadko to robimy, bo wiadomo – życie pędzi, tyle obowiązków. Zaniedbujemy siebie.

– Nie jesteśmy świadomi, w jaki sposób zaniedbujemy siebie…

– …ponieważ nie badamy swoich nawykowych zachowań; w jaki sposób wchodzimy w relacje, jak się komunikujemy, jak radzimy sobie z trudnościami. Potrzebujemy choć odrobiny autorefleksji, autoobserwacji, autorozpoznania, żeby móc zobaczyć, co tak naprawdę robimy, w jaki sposób zniekształcamy widzenie rzeczywistości.

– Właśnie świadomość metafor, których używamy, wydaje mi się najlepszym pierwszym krokiem. W twojej książce mnóstwo o twórczych siłach życia w nas. O naszych mocnych stronach, które domagają się poznania. O zasobach, talentach, pragnieniach, możliwościach. O przekonaniach. O sztuce formułowania celów. O drodze od problemu do celu. O nieświadomości, którą możemy praktycznie spożytkować. O sile celebrowania, świętowania, wdzięczności. I oczywiście o metaforach. Wydaje się, że najprościej autocoaching zacząć od metafor, bo przecież łatwo możemy złapać się na tym, co i jak mówimy, jakich sformułowań używamy, w jakich kontekstach.

– I jak się z tym czujemy. Czy metafory, których używamy pomagają nam osiągać wewnętrzny dobrostan i dążyć do tego, czego pragniemy? Czy skojarzenia, które pojawiają się w nas, gdy używamy ulubionej metafory, dodają nam skrzydeł, wzmacniają naszą ekscytację życiem i radość?

– Jak mógłby wyglądać autocoaching w przypadku naszego nieszczęsnego kamienia?

– Jakie skojarzenia wywołuje ta metafora? No, mocno niekorzystne. Dobrze więc zapytać siebie na przykład o to, w jaki sposób ułatwić sobie pchanie tego kamienia. Czy to jest kamień, który leży na ziemi? A może znajduje się na jakiejś desce, na płachcie, na kółkach…? A może by go przełożyć na jakiś wagonik…? Jak można by go pchać mniejszym wysiłkiem, jednym palcem? Dajemy wyobraźni możliwość swobodnych poszukiwań; nie ograniczamy się do przekonań na temat tego, co jest możliwe, a co nie. Szukamy sposobów w ramach tej konkretnej wyjściowej metafory…

– Ale możemy też zmienić metaforę.

– Właśnie! Ta sama sytuacja może być opisana przy pomocy wielu innych metafor. Na przykład płyniemy statkiem. Mamy świadomość zagrożeń, raf, mielizn, sztormów. Jednak dobrze nawigowany statek może te niebezpieczeństwa omijać.

– Przy słonecznej, bezwietrznej  pogodzie można się odprężyć, poopalać, popodziwiać widoki. Taki rejs to też przygoda, frajda. Te wschody i zachody słońca, spektakle chmur na niebie, te dzikie cudne brzegi, plaże…

– Rejs może być mocno wymagający. Jednak mamy cel, miejsce przeznaczenia, do którego zmierzamy. Chodzi o to, by dotrzeć tam w najbardziej korzystny dla nas sposób.

Zamiast statku i płynięcia do celu, użyteczną metaforą może być na przykład slalom narciarski. Gdy pojawiają się trudności, mamy tendencję, żeby się na nich skupiać – sam ten nawyk jest sporą przeszkodą. Hipnotyzuje nas, nie możemy ruszyć z miejsca. W książce umieściłem obrazki sportowców, biorących udział w slalomie właśnie, w wyścigu motocyklowym i w biegu przez płotki. Żaden z tych sportowców nie koncentruje się na przeszkodach, słupkach, sile ciążenia ściągającej w dół, tylko na celu; patrzą przed siebie. Nic nie jest w stanie powstrzymać ich przed tym, aby dotrzeć tam, gdzie chcą.

Szukamy więc najlepszej metafory albo kilku metafor, takich, które by nas bardziej motywowały, inspirowały, ekscytowały, pozwoliły zmierzać w pożądanym kierunku.

– W jaki sposób ta nowa metafora zmienia naszą podróż w realnym życiu?

– Nowa metafora zaczyna działać jak nowy program. Nieświadomie zaczynamy za nim podążać; uruchamiają się twórcze procesy, ponieważ przebudowują się i rozszerzają ramy odniesienia. Pchanie kamienia wyznacza pewne ramy; kamień i jego pchanie to mocno ograniczona koncepcja.

Gdy wypływamy w morze albo bierzemy udział w slalomie, ramy odniesienia się poszerzają, pojawia się dużo więcej możliwości. Nie ma pchania, ciągnięcia, jesteśmy w ruchu, przemieszczamy się w przestrzeni, a nasze zadanie polega na tym, abyśmy poradzili sobie z ewentualnymi przeszkodami i dotarli do celu. To są zupełnie inne ramy odniesienia. Gdy zaczynamy myśleć i odczuwać  w kategoriach tej nowej metafory, wtedy nowy kreatywny proces po prostu się toczy. Zmiany zachodzą samoistnie, ale oczywiście możemy zadawać sobie pomocnicze pytania: co to dla mnie znaczy w codziennym kontekście? Co mogę zrobić, aby bezpiecznie płynąć? Następuje wówczas pożądane, twórcze połączenie: pracują obie półkule mózgu, lewa i prawa, proces przebiega na poziomie świadomym i nieświadomym jednocześnie.

– Kocham metafory wskazujące na niezniszczalne siły życia w nas. W książce opisujesz bardzo ciekawe sesje coachingowe związane z takimi właśnie metaforami. Choćby ta o wypalonym lesie. Każdy z nas może odnieść to do siebie. „Czuję się jak wypalony las” – to przecież ludzkie doświadczenie.

–  Jeśli tak się czujemy, warto zainteresować się tematem „wypalonego lasu”; co dzieje się z lasem, strawionym przez ogień. Widzimy zwęglone drewno, miejscami czarne, sterczące kikuty drzew, szary popiół, gdzieniegdzie dymiące jeszcze miejsca. Wydaje się, że nie ma tu życia, same zgliszcza. Mijają dni, tygodnie… Grunt przestaje dymić, a popioły stygną. Pozostaje jeszcze swąd spalenizny, chociaż stopniowo coraz mniejszy…

Przyroda nie stoi jednak w miejscu. Potrzebuje czasu, ale procesy życiowe są w niej stale obecne i aktywne. Także wtedy, gdy na pierwszy rzut oka tego nie widać. Czas mija, zmienia się pogoda, od czasu do czasu pada deszcz, który obmywa również to pogorzelisko, a przy okazji nawadnia grunt. I wreszcie wcześniej czy później, tu i tam zaczynają się pojawiać źdźbła trawy. Początkowo niewielkie i pojedyncze, ale stopniowo ich przybywa. Można także zauważyć owady, które uwijają się na tym terenie i drobne zwierzątka, które zamieszkują tam swoje nory. Z czasem zieleń pokrywa całą powierzchnię dawnego pogorzeliska. Okazuje się, że popioły użyźniając glebę przyczyniają się do przyspieszenia wegetacji, a teren oprócz trawy zaczynają porastać krzewy i młode drzewka. Przylatują ptaki. Po pewnym czasie jest tu znowu zielony, tętniący życiem las.

– A trawa, która przerasta przez asfalt? A drzewka, które wyrastają między skałami?

– Wydawałoby się, że delikatna, żywa tkanka źdźbła trawy nie ma szans w konfrontacji z twardym materiałem, jak asfalt, cegły, beton. A jednak niepowstrzymanie przebija się do światła, słońca i powietrza, po czym rozrasta się coraz bardziej. Nic nie jest w stanie powstrzymać sił życia i praw natury.

– Mieszkam w otulinie Puszczy Kampinoskiej. Na rowerze mijam miejsce opuszczone przez ludzi. Jeszcze kilka lat temu było tu spore gospodarstwo, teraz po nim ani śladu. Tylko trawa, drzewa, zioła, ptaki i motyle. Za każdym razem patrzę na to miejsce, zadziwiona i zachwycona. Dlaczego budzi we mnie takie uczucia? Ostatnio doszłam do wniosku, że ten obraz to dla mnie metafora ludzkiego losu – wszyscy przeminiemy jak to gospodarstwo, jednak siły życia w nas nie przemijają, są wieczne jak trawa.