Maria Peszek w rozmowie z Jarkiem Szubrychtem w GW z 11 września mówi tak: „Właśnie kończę 48 lat i chciałabym pożyć. Z radością, ze światłem, ze spełnieniem takich marzeń, których sobie odmawiałam w imię sztuki. Gdybym mogła nie brać pod uwagę uwarunkowań ekonomicznych, natychmiast zaszyłabym się w naturze jak najdalej od ludzkich siedzisk. Zajęłabym się mnisią, eremicką egzystencją. Totalnie do tego dojrzałam. Nie wiem, czy będę chciała jeszcze cokolwiek opowiadać.”
Jesteśmy zmęczone. Mówią o zmęczeniu wokalistki, aktorki, biznesmenki i gospodynie domowe. Lekarki, pielęgniarki, opiekunki i terapeutki. Siedzimy w kręgu z kobietami – to samo, wielkie zmęczenie.
W tym samym wywiadzie Maria przypomina wschodnie systemy filozoficzne i duchowe: „Spędziłam w Azji wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć, że oni zakładają w naturalnym cyklu rozwoju również fazy zapaści, śmierci, nicości (…) Potrzebny jest nam ugór, żeby życie przetrwało. Musimy sobie pozwolić na to, żeby przez jakiś czas nie obsiewać tego pola. Niech gnije.”
Poleżeć odłogiem. Odpocząć do szpiku kości. Dać szansę życiu. Obserwuję siebie, przyjaciółki, siostry, klientki coachingowe i wiem, że to najtrudniejsze ze wszystkiego. Ten nawyk – robienia, nieustannego działania, zaradzenia, poprawienia, uzdrowienia, wzięcia się w garść, do kupy, zmotywowania się wreszcie, zadziałania silną wola, rozsądkiem – wydaje się nie do przejścia. Nawet tym z nas, które nie muszą się liczyć z uwarunkowaniami ekonomicznymi.
To się nazywa przymusem działania, stwarzania, potwierdzania siebie w świecie. Wygląda na to, że nie można z nim wygrać. Jest jak chore dziecko, które na pewno nie wyzdrowieje, gdy będziemy na nie krzyczeć.
Co więc robić? Może po prostu wziąć to dziecko w ramiona, i choć przez chwilę pozwolić ciału i umysłowi po prostu odpocząć, odpuścić. Choćby przez chwilę. A potem jeszcze chwilę.
Pamiętam, że gdy ludzie pytali moją ciotkę, jakiego prezentu by sobie życzyła, nieodmiennie odpowiadała z błyskiem w oku, że świętego spokoju. I dodawała: „Niestety nikt nie może mi go dać! Dam sobie sama!”