Sprzątam mieszkanie… i po raz kolejny zatrzymuję się przy „Wysokich obcasach” sprzed kilku tygodni. Rozmowa Justyny Grochal z Tatianą Okupnik onieśmiela; jest niewygodna, zanadto prawdziwa.
Tatiana nie oszczędza siebie i nas. Opowiada o swojej ciemności wprost, przejmująco. W ciąży czuła się „samotna, niedopasowana i nieszczęśliwa”. „Byłam przerażona i załamana. (…) Pierwszy raz w życiu byłam rozłożona na łopatki. Nie wiedziałam, jak się pozbierać.” Przyszedł strach, frustracja i złość. Bardzo trudny poród trwał 34 godziny i rozpoczął ogromne komplikacje ze zdrowiem. Potem druga ciąża, kolejne przytłaczające doświadczenie: w piątym miesiącu pęka kość krzyżowa, trzeba chodzić o kulach. „Cały czas cierpiałam – fizycznie i psychicznie. (…) Ta moja fizyczność poporodowa stwarzała tyle problemów: ból, niedogodności, opuchlizna, rozciągnięta skóra, krwawienia, stany zapalne, rany.” Potem diagnoza choroby tkanki łącznej: zespól Ehlersa-Danlosa (EDS) oddziałuje na wszystkie układy. Objawy to fizyczny ból, problemy ginekologiczne i neurologiczne, z układem kostnym, częste zwichnięcia i złamania. Tatiana napisała o tym w mediach społecznościowych, by po chwili poczuć przerażenie: „co ja zrobiłam?!”
Odebrała ocean wsparcia: „Odzew przyszedł od różnych dziewczyn, także od tych, które nie mogą być matkami albo nie chcą mieć dzieci. Tych, które dzieci straciły”. „Dostałam wiadomości o różnych wstydach i podziękowania, że się odważyłam.” A przecież wcześniej, gdy spotykała się z przyjaciółkami, żadna nie mówiła o tym, co przeżywa. Żadna.
Największy kryzys już za nią, teraz odkrywa inną siebie – tę mniej spiętą, bez gorsetu. Podczas nagrań nowej płyty, nie chciała „żeby to było śpiewane wiele razy, tylko żeby było takie brudne, prawdziwe. Miało brzmieć tak, jakby zaśpiewane gdzieś w domu albo przy ognisku.” Łapie chwile codzienności, dostrzega w nich szczęście. Cieszy się jak mała dziewczynka. I życzy sobie otwartości na siebie w nowej odsłonie. Mówi, że macierzyństwo nauczyło ją waleczności i nieprzejmowania się tym, jak ocenią ją inni. I umiejętności proszenia o pomoc.
Jestem taka szczęśliwa, że przyszedł czas dzielenia się, słuchania, współodczuwania i współczucia. Coraz swobodniej – aczkolwiek nie bez oporów – mówimy o tym, co boli i przeraża, o naszej niepewności i bezradności. Jeszcze 20 lat temu czułyśmy się w bólu samotne. To wielka zmiana!
Nie jesteśmy inne od Tatiany. Dzielimy ten sam kobiecy los. W kręgach kobiet lubimy mawiać, że jest tylko jedna z nas. Która z nas nie otarła się o depresję, niekoniecznie poporodową? Która nie była chora, przygnębiona, bezsilna, rozczarowana, bez sił, bez nadziei? Która nie utraciła bliskiej osoby, pracy, zdrowia, radości, złudzeń? Jeśli dotąd życie nas oszczędza i wciąż czujemy się „kobietą sukcesu” to wspaniale, jednak wiedza i doświadczenie uczą, że życie nieustannie się zmienia. Że wszystko może się zdarzyć.
W zwierzeniach Tatiany odnajduję miękkość, spokój i prawdę; świadomość, która wszystko przemienia, otwiera, przyjmuje, rozumie, współczuje, łączy z życiem, z innymi, koi. Cóż za hojny podarunek.