Archiwa tagu: Jacek Kaczmarski

Jacek

Fot. Paweł Plenzner/ CC BY 3.0

Jak to możliwe, że przez tyle lat byłam na niego obrażona? Dziś po tym ani śladu.

Ze zdumieniem – po raz kolejny już – obejrzałam film „Bard” Katarzyny Kościelak o Jacku Kaczmarskim. Właśnie minęło 19 lat od jego śmierci.

Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku z ogromnym entuzjazmem i jeszcze większymi oczekiwaniami szłam na wywiad z Jackiem Kaczmarskim. Właśnie przyjechał do Polski, aby dać kilka koncertów. Spotkaliśmy się przed jednym z nich w jego garderobie. Weszłam, bąknął „cześć”. Czekałam aż usiądzie, bo chodził po pokoju, jakby czegoś szukał, i nie miał zamiaru przestać. Co jakiś czas zatrzymywał się i odwrócony do mnie bokiem, sięgał po kieliszek z alkoholem. Opróżniał go jednym zdecydowanym ruchem, po czym sprawnie nalewał kolejny. Był chmurny, spięty, nieobecny. Wreszcie usiadł. Zadałam pierwsze pytanie – o emigrację, o powrót do Polski. Rzucił kilka zdawkowych zdań. Dopytywałam, chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, czegoś prawdziwego o tym, co przeżywa, co czuje. Liczyłam, że powie mi coś naprawdę ważnego. Był przecież bardem mojego pokolenia; przetrwaliśmy w jako takim zdrowiu psychicznym lata 80. w dużym stopniu dzięki jego twórczości. Kserowaliśmy teksty, przegrywaliśmy piosenki, które znaliśmy na pamięć, śpiewaliśmy je. Słuchaliśmy jego audycji w Radiu Wolna Europa. Kochaliśmy go, uwielbialiśmy.

Byłam podekscytowana; wreszcie porozmawiam z idolem! A on był w swojej bajce; zmęczony, upojony, zestresowany przed koncertem. I w takim stanie miał mi szczerze i prawdziwie opowiadać o sobie?! Do dziś czuję zażenowanie swoją ówczesną naiwnością i głupotą.

Wyraziłam rozczarowanie jego zdawkowymi, wymijającymi odpowiedziami. Wściekł się, kazał mi zwrócić kasetę, na którą nagrywałam wywiad. Powiedziałam, że nie dam mu tej kasety. Miałam przyrzec, że ją zniszczę… Z każdą chwilą było coraz gorzej, nakręcał się, krzyczał. Wyszłam z pokoju. Ten wywiad nigdy nie ukazał się drukiem.

A potem całe lata miałam mu za złe to, jakim był ojcem. Jego córka Patrycja udzielała wtedy wywiadów, i mówiła, że gdy ojciec zmarł, wreszcie poczuła ulgę. Myślałam: no i co z tego, że był genialnym artystą?! Co z tego?!

A teraz ten „Bard”. Zasiadłam do oglądania i… zdziwiłam się swoją reakcją. Oglądałam wzruszona, ze ściśniętym gardłem. Jakby mój krytyczny umysł wyłączył się (jaka ulga). Nie oceniałam, nie analizowałam, co z nim nie tak, jak to wszystko powinno wyglądać. Uzależniał się, przechodził załamania psychiczne, zawiódł wiele osób. Skąd to znamy? Był jak każdy z nas, uwarunkowany, zraniony, potworny i piękny. Doskonały w tym, w tej całości.

Patrzyłam oniemiała z wdzięczności; że był, że żył i że tyle nam dał.