Archiwa tagu: cisza

Szara godzina

Jeszcze nie zapalaj lampy, proszę, jeszcze nie.

Właśnie czytam „W salonie i w kuchni” Elżbiety Koweckiej o życiu codziennym w polskich dworach i pałacach XIX wieku. W rozdziale o salonach takie oto przypomnienie o obyczajach naszych przodkiń: „Gdy zapadał mrok, na ogół nie od razu wnoszono zapalone lampy lub świece. O tej porze między dniem a nocą mówiło się „uszanujmy szarą godzinę”. Była to chwila przeznaczona do cichszych, poufalszych rozmów, rad udzielanych córkom przez matkę, dla zadumy, a nieraz i dla odmówienia wspólnej modlitwy. Późniejszym wieczorem, już przy świetle, każdy powracał do swych zajęć, umilanych niejednokrotnie głośnym czytaniem jakiejś zajmującej książki.”

Uszanujmy szarą godzinę. Wspólnie odnawiana modlitwa. Głośne czytanie książki. Jakież to staroświeckie! A jednak… niekoniecznie.

Szara godzina ściga mnie od lat; słyszałam o niej w rozmowach z artystkami, ekolożkami, edukatorkami, przedsiębiorczyniami i aktywistkami. Wspominały chwile dzieciństwa na wsi, gdzie szara godzina wydawała się czasem szczególnym, ale także zwierzały się, że same – mimo ogromu zajęć – siadają w szarej godzinie, by oczyścić umysł, przemyśleć co nieco w ciszy, czy po prostu odprężyć ciało.

Ja także ulegam magii szarej godziny. Przed laty napisałam o niej taką oto impresję:

„ten cień lampy na ścianie
szarość wsiąkająca w drzewa za oknem
rozlewająca się po kanapie
gęstniejąca w filiżance

czas pomiędzy
podarowany cichej rozmowie
cichemu westchnieniu
cichemu wzruszeniu

jeszcze nie zapalaj lampy proszę
jeszcze nie”

Szara godzina jest taka… przyzwoita, łagodna, obejmująca, przyjmująca. Gdy tak namiętnie, kierowani troską, dyskutujemy o przyzwoitości w naszym życiu politycznym, społecznym i każdym, wytchnienie w szarej godziny wydaje się kojące i konieczne. Żadnych świateł, barw, blasku, fajerwerków i brokatów, tylko miękka szarość – drzew, pól, łąk, nieba, domów i ulic. Szarość wyzwalająca, poczciwa i prosta.

Któregoś razu w kręgu kobiet uszanowałyśmy szarą godzinę, usiadłyśmy w ciszy, obok siebie, blisko. Po kilku chwilach nasze oddechy tak dalece się zsynchronizowały, że wydawało się, iż oddycha jedno ciało; że jest tylko jedna z nas. Lubimy naszą barwną odmienność, wyjątkowe talenty, różnorodne doświadczenia, ale – jak się okazało – najbardziej cenimy właśnie to, co wydarzyło się wtedy, w najmniej oczywistej, szarej godzinie.