Mimozy

W Muzeum Historii Żydów Polskich Polin wystawa malarstwa Heleny Berlewi (obrazy sygnowała znakiem Hel Enri). Malarstwo hipnotyzujące, ale równie fascynująca jest ona – kobieta, która zaczęła malować, mając 79 lat. Nigdy wcześniej tego nie robiła, nie skończyła żadnej szkoły plastycznej.

Gdy zaczęła malować była starszą panią, po – wciąż żywych w jej psychice – doświadczeniach Holokaustu.

Mieszkała z synem. Któregoś dnia siedziała przy stole i patrzyła przez okno. Padał puszysty śnieg. Była sama. Pomyślała, że czymś się przecież musi zająć. Nagle popatrzyła na stojący na stole wazon z pięknymi, żółtymi mimozami. To byłby świetny model na obraz. Ale przecież nie potrafi malować. Ale może spróbować, co to szkodzi. Uda się – to dobrze, a nie – to trudno!

„Gdy tylko zaczęłam malować tym małym pędzelkiem, cały świat znikł” – mówi nam z telebimu na wystawie. Opowiada, że gdy maluje, zapomina o wszystkim, nie istnieją sprawy i zmartwienia, nie istnieje biegnący czas.

Tamtego dnia zapatrzona w mimozy skończyła swój pierwszy obraz, gdy syn malarz wrócił właśnie do domu. Obraz go zachwycił. Zapytał, czy ktoś tu był i zostawił pracę do oceny.

Wkrótce Hel Enri miała pierwszą wystawę w Paryżu, potem kolejne, także w Polsce. Malowała kwiaty, drzewa i warzywa. Zwierzała się, że gdy na nie patrzy, one proszą: „namaluj mnie!”.

Ten moment zatrzymania na wazonie z mimozami. Ta chwila, która zaprasza, urzeka, otwiera.

Jak wiele takich chwil w naszym życiu! Mijają nierozpoznane, przegapione, nieożywione naszym zachwytem i ciepłem.

Hel Enri odeszła mając 103 lata. Przez cały czas malowała.

Żyła tą jedyną twórczą chwilą, która właśnie trwa; życiodajną chwilą poza czasem. Pozazdrościć.