Olga

Od kilku dni świętujemy Nagrodę Literacką Nobla dla Olgi Tokarczuk. Rozmowy o literaturze, o Olgi powieściach i o jej poruszającym przemówieniu w Sztokholmie ogrzewają i ożywiają nasze serca. Wczytujemy się w jej przekaz i okazuje się, że dla wielu z nas nad wyraz ważny staje się fragment o czułości. Dziennikarze wszystkich mediów wracają do tych właśnie słów, komentując uroczystości Noblowskie:

„Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. (…) Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest „ja”.

Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu.

Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny.

Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego – jednocześnie małą i potężną – częścią.”

W moim domu zatrzymujemy się nad słowami o „czwartoosobowym” narratorze.

W świecie, w którym żyjemy, w świecie „natłoku informacji sprzecznych ze sobą, wzajemnie się wykluczających, walczących na kły i pazury”, w chaosie, tworzącym „szum nie do zniesienia, w którym rozpaczliwie próbujemy dosłuchać się jakiejś najcichszej melodii, najsłabszego chociaż rytmu”, w świecie, w którym „jesteśmy jak zombi”, potrzebujemy nowych opowieści, nowego narratora, mówi Olga. Narratora „czwartosobowego” który „widzi więcej i szerzej, który jest w stanie zignorować czas. (…) Widzieć wszystko to uznać ostateczny fakt wzajemnego powiązania rzeczy istniejących w całość, nawet jeżeli te związki nie są jeszcze przez nas poznane. Widzieć wszystko oznacza też zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za świat, ponieważ staje się oczywiste, że każdy gest „tu” jest powiązany z gestem „tam”, że decyzja podjęta w jednej części świata poskutkuje efektem w innej jego części, że rozróżnienie na „moje” i „twoje” zaczyna być dyskusyjne.”

Skoro, jak mówi Olga, „świat jest tkaniną, którą przędziemy codziennie na wielkich krosnach informacji, dyskusji, filmów, książek, plotek, anegdot”, skoro każdy może brać udział w tym procesie dla życia, ale i dla śmierci, skoro „zmieniając opowieść, zmieniamy świat”, co to dla nas znaczy?

„To, jak myślimy o świecie i jak o nim opowiadamy, ma więc olbrzymie znaczenie.”

„Jesteśmy wszyscy – my, rośliny, zwierzęta, przedmioty – zanurzeni w jednej przestrzeni, którą rządzą prawa fizyczne”.

„Efekt motyla”– jak wiemy – polega na tym, że minimalne zmiany w warunkach początkowych jakiegoś procesu mogą dać w przyszłości kolosalne i nieobliczalne rezultaty.”

„Nasza mowa, myślenie, twórczość nie są czymś abstrakcyjnym i oderwanym od świata, ale kontynuacją na innym poziomie jego nieustannych procesów przemiany.”

Właśnie te fragmenty noblowskiego wystąpienia Olgi poruszają mnie najmocniej.

A gdybyśmy tak poważnie potraktowali przywołanie matematycznej wiedzy o jedności życia? Wtedy już nie tylko wielka literatura w wydaniu Olgi, ale każde nasze działanie, każdy wybór, intencja, słowo, wyobrażenie, a nawet myśl miałaby znaczenie, prawda?

Początek nowego rozumienia współistnienia to uznanie, że jedna czuła, życzliwa myśl ogrzewa serce jakiegoś dziecka na końcu świata, wstrzymuje działanie tyrana, rozświetla ciemność, wzmacnia nadzieję.

Tak jak te kilka dni z Olgą wzmocniło nas.

Zdjęcie: Nobel Prize/YouTube