„Dom to dla mnie klatka/ Duszno mi w nim/ Kobieta, żona, matka/ To nie jest dla mnie rym/ (…) Gdy czegoś chcę, to chcę/ (…) Na strzępy konwenanse rwę” – śpiewa bohaterka „Apetytu na czereśnie” Agnieszki Osieckiej.
Aż głupio pisać o dmuchaniu w domowy ogień. O pielęgnowaniu, podlewaniu i karmieniu. O oddaniu i zaangażowaniu. Nie mówiąc już o lojalności, szczerości, trosce, pokorze, cierpliwości czy empatii. Staroświeckie to, bo trąci konwenansem, pobożnymi życzeniami, a nade wszystko bezwzględnie kojarzy się z kobiecą udręką, niewolą, opresją i czym tam jeszcze chcemy.
Coś jednak mocno się zmienia: coraz więcej z nas odczuwa już nie tylko zmęczenie czy wyczerpanie, ale wprost nieznośną wewnętrzną pustkę. O czym marzy wtedy kobieta, za czym tęskni? O czym mówi w zaufaniu starszej, zaprzyjaźnionej kobiecie, takiej jak ja? Nie uwierzycie! Być kurą domową! Siedzieć przy ogniu! Grzać się w jego cieple. Gotować, karmić, kupić sobie wreszcie porządne gary, wyjść do ogrodu, coś posadzić, poleżeć pod jabłonką, popatrzeć w niebo, poczytać, popisać, namalować obraz, przytulić dzieci, z troską popatrzeć na tę steraną życiem osobę obok, która przecież – bez dwóch zdań – stara się najlepiej, jak potrafi. Być. Dla siebie, dla bliskich, dla życia. Dmuchać i chuchać.
Od wielu lat socjologowie zwracają uwagę na źródła przeróżnych kryzysów w zachodnim świecie. Jednym z najbardziej zauważalnych jest deficyt domowego ognia. Nikt już nie chce dbać o ogień, pielęgnować, troszczyć się, dmuchać, chuchać, dokładać, doglądać; pilnować, czy ciągle płonie, czy jeszcze się żarzy, czy aby nie wygasa. To coś „gorszego”; coś, co przeminęło z konwenansem. To także „gorszość” kobiet, kobiecości – prestiż żaden, docenienia za grosz, anonimowa służba, nie wiadomo po co.
Jednak – paradoksalnie, – wraz z emancypacją, nasz związek z domowym paleniskiem także ulega przeobrażeniu. Coś głęboko w nas prawdziwie się zmienia. Przywracamy ciepłemu domowi wagę i znaczenie, zaczynamy czuć esencję tej jakości. Tak, jakby bogini w nas rozpaliła ogień, zasiadła przy nim i grzała zmarznięte dłonie.