Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Porozumiewamy się bezgłośnym językiem serca. Co dzieje się w nas, gdy słyszymy o cierpieniach innych? Co wtedy z naszym prywatnym szczęściem?
Tylko człowiek szalony może być szczęśliwy w naszym świecie – nie pamiętam, gdzie i od kogo po raz pierwszy usłyszałam (a może przeczytałam) to zdanie. Czy możemy być szczęśliwi w świecie, w którym żyjemy?
Łatwo być szczęśliwym prywatnie. Żyjemy w niewyobrażalnym dla naszych przodków dobrobycie. W bogatej zachodniej części świata, do której przynależymy, prowadzimy życie jak królowie sprzed wieków, a nawet wygodniejsze, bo przecież nie musimy się na przykład martwić, komu ściąć głowę. Przemieszczamy się bez ograniczeń. Mamy dostęp do wszystkiego, co kiedykolwiek stworzyła myśl ludzka. Większość z nas prowadzi życie bezwysiłkowe, a nawet przyjemne. A jednocześnie codziennie docierają do nas informacje o konfliktach zbrojnych, wojnach, umierających z głodu dzieciach. O niszczeniu środowiska na niewyobrażalną skalę. O cynizmie i nadużyciach rządzących. O handlu kobietami i dziećmi. O mafiach narkotykowych i terroryzmie. O niszczycielskiej sile światowych korporacji.
Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Porozumiewamy się bezgłośnym językiem serca. Co dzieje się w nas, gdy słyszymy o cierpieniach innych? Co wtedy z naszym prywatnym szczęściem?
Wkurzona bogini (o której tu już nie raz pisałam) – możemy być tego pewne – zamieni nasze wygodne życie, nasze prywatne szczęście na coś, czego się nie spodziewamy – na współczujące działanie. Zrozpaczone serce może być ukojone tylko poprzez miłość w działaniu. Inaczej obumrze w obojętności i cynizmie. Abyśmy mogły być żywe i zaangażowane, potrzebujemy tworzyć, działać, wyrażać siebie w najlepszy i najwłaściwszy – jedyny i unikalny – sposób. Ocala nas i wyzwala to, co wyrażone z głębi poruszonego serca.
Wkurzona bogini czuwa: jest bezkompromisowa w budzeniu naszych serc, wyrywaniu nas z otępiałej mocy prywatnego szczęścia. Ratując zrozpaczony świat, ratujemy siebie. Odnajdujemy pełnię i spokój, prawdziwe szczęście.
Jak uratować ten świat? Po kawałeczku. Robimy coś małego, coś w zakresie swojego wpływu; coś co wydaje się mało znaczące w oceanie nieszczęścia. A jednak to małe działanie ma znaczenie, jest piękne, bogini je kocha. Ratujemy jedno dziecko, wspomagamy jedną mądrą inicjatywę społeczną, jesteśmy obecne – i to ma znaczenie. W skali świata to być może niewiele, jednak w ludzkiej skali to wszystko, co jest możliwe, co wspiera życie.
Wszystkie skarby świata za coś żywego – mawia moja przyjaciółka. To żywe wypływa ze złamanego serca. Gdy do szpiku kości poczujemy rozpacz, przemieni się we współczucie – a to przecież odmiana miłości. Współczujące serce prowadzi prosto do domu.