Rozmowa z Joanną i Janem Kulmami
On skończył 90 lat, ona zbliża się do tego wieku. Serdeczni, pogodni. Aktywni. Podróżują. Piszą. Ona nieustająco poezje. On książkę o własnej filozofii. Żyją w Warszawie w maleńkim mieszkaniu pełnym książek. Przez 35 lat mieszkali w Puszczy Goleniowskiej, w Strumianach.
– Jesteście państwo razem od ponad 60 lat. A więc miłość…
Joanna: On mi w życiu nie powiedział, że mnie kocha, nigdy! Czasami tylko półżartem mówimy sobie: „I love you”. A drugie odpowiada: „ Me too.” Bo to modne, widzieliśmy w telewizji.
Jan: Trzeba być ze sobą nawzajem w ogromnej przyjaźni. Na początku oczywiście trzeba się zakochać, wtedy jest sporo seksu. Wszystkim młodym ludziom mówię, że pożądanie to jest sztuka, którą trzeba tworzyć w małżeństwie przez całe życie, dopóki się da. Dbać o to. Starać się. Nie liczyć się z latami w tej sprawie!
Joanna: Mamy wspólne zainteresowania: sztuka, muzyka, poezja, filozofia, teatr. Zwierzamy się sobie z tego, co nas zajmuje, ciekawi, przez co zdarza się, że nasze śniadania trwają ze trzy godziny, do południa…
Jan: Nie mogę sobie zmienić żony, ona nie może zmienić męża, ale wszystko inne możemy zmieniać! W Strumianach na przykład nieustannie przestawialiśmy meble. Ciągle gdzieś wyjeżdżamy, bo wtedy możemy żyć w innym świecie…
– Podróżujecie państwo samochodem?
Jan: Tak, ja prowadzę. Im bardziej niebezpieczne drogi, tym lepiej. Najlepsze są te wąskie, kręte, na południu Europy. Z jednej strony góry i ostrzeżenie przed spadającymi kamieniami, z drugiej pionowo w dół Atlantyk. Rozkosz! Cudo! Ale też przeszliśmy z Joanną wszystkie polskie pasma górskie, całe Sudety, Beskidy, Bieszczady, Tatry; możemy wymienić wszystkie szczyty, przełęcze, szlaki. Chodziliśmy po lasach, puszczach. Życie jest przygodą. Dwa lata temu zapadłem na zapalenie płuc, leżałem w szpitalu, mieli mi robić punkcję. Zatelefonowałem do linii żeglarskich i mówię, że chcemy z żoną popłynąć statkiem do Szwecji w kabinie kapitańskiej. Z tej kabiny (trzypokojowej!) na samej górze statku rozpościera się widok na morze. Zarezerwowałem dla nas tę kabinę. Wzywają mnie na punkcję. Lekarz mówi: „To nie będzie bolało, niech się pan nie martwi”. A ja mu na to: „Panie doktorze, ja w tej chwili płynę do Szwecji!” Wyobraźnia się liczy!
Joanna: Ja na stole operacyjnym opowiadałam lekarzom dowcipy. Musiałam przestać, bo mi się brzuch trząsł i nie mogli operować.
Jan: Tegoroczne upały dały nam w kość, ledwo chodziliśmy. Pomyślałem: zaplanuję wyjazd do jakiegoś zamku. Nasze odkrywanie polskich zamków i pałaców polega na tym, że musimy się w nich przespać. No i odkryłem zamek rycerski pod Krakowem w miejscowości Korzkiew. Cudo! Nieznany zamek, nieznany świat. Wpłaciłem zaliczkę. I czasem bywa tak, że nie możemy pojechać i zaliczka, powiedzmy czterysta złotych, przepada. Wtedy oszczędzamy tysiąc sześćset, bo gdybyśmy pojechali, wydalibyśmy dwa tysiące.
– Jak by nie patrzeć, zawsze dobrze.
Jan: Z mojej filozofii, o której teraz piszę, wynika imperatyw matematyczny, że ja muszę widzieć świat dobrym. Wiem na podstawie lamentów Hioba, a więc na podstawie myślenia dedukcyjnego, orzekającego, że świat jest zły. Jednak, gdy przechodzę do moralności, wiem, że mam nakaz, aby widzieć świat dobrym, a nawet doskonałym. To ułatwia życie. Poddanie się jest ważne. Los chce mnie zabić, a ja mówię: „proszę bardzo!” Organizm człowieka, który się poddaje, nabiera niezwykłej siły.
– Można przestać kombinować, co by tu zrobić, żeby było lepiej, a to ulga.
Jan: Jak najmniej zajmować się sobą! Żyć sprawami innych, abstrakcji matematycznych, filozoficznych, byle nie sobą. Wyzwolenie od siebie to najwyższa forma życia.
– Trzeba by przestać bać się śmierci.
Joanna: Nie wolno się bać! Zostaliśmy stworzeni tak, że musimy kiedyś umrzeć. Tę myśl trzeba nosić w sobie i nigdy się nie bać, bo lęk jest zaprzeczeniem życia. Trzeba wymyślić coś takiego, co by nas uspokoiło. Przywołać coś, co nie jest lękiem.
– Co nie jest lękiem dla pani?
Joanna: Umiejętność bycia tam, gdzie chcę być w danym momencie; w żywicznym lesie, z Jankiem na wycieczce. Mogę otworzyć książkę, w której jest mój wymarzony świat. Cały czas mam w sobie wymarzone światy. Mam usłużne zmysły, widzę, słucham, smakuję, wącham; to jest szczęście. Kocham burze z piorunami i błyskawicami, przepiękny spektakl… Jerzyki za oknem… To takie zwinne ptaszki. Napisałam o nich wiersz: „skończyła się radość, odleciały jerzyki.” Tak się kończy ten wiersz, ale mimo to jest radosny.
– Często podkreślacie, że jesteście wolni, powadzicie wolne życie.
Joanna: Co to jest wolność, zrozumiałam raz w życiu; biegłam przez ulicę Solną na Woli, a Niemcy do mnie strzelali. Pomyślałam: nareszcie się wyrwałam, lecę przez ulicę, mogą mnie zastrzelić, ale nikt mi nie będzie mówił, że mam robić to albo tamto. Jestem wolna. To mój wybór. Wybór jest w nas. Wszystko, co dzieje się z nami, jest w nas.
Jan: Dobro, piękno. Epiktet pisał, że wszystko jest naszym mniemaniem. Mogę patrzeć na morze i bać się, że utonę. Ale mogę też widzieć potężne fale i zachwycić się; stać w uwielbieniu dla Boga, który to stworzył. Tyle piękna jest w świecie! Trzeba je kochać.
Joanna: Nie boję się życia. Cokolwiek mnie spotka, potrafię to przyjąć. Wielokrotnie byliśmy narażeni na śmierć. W czasie Powstania Warszawskiego stałam do rozstrzelania z podniesionymi rękami. Ale żyję, udało mi się. Gdy cudem uchodzisz z życiem, wtedy staje się jasne, że warto żyć. Potem uciekałam z transportu. Prowadzili nas piechotą, mamę, ciotkę i mnie. Ojciec już nie żył. Mówię: „Mamo, uciekamy przez tę łąkę.” Mama: „Nie, bo będą strzelać.” Ale jak ja poszłam w kurs, to mama i ciotka za mną. Wspaniałe uczucie: strzelają, ale przecież nie muszą trafić, nie jesteśmy jedynym celem na świecie. Wiedziałam z filmów, że trzeba uciekać zygzakiem. I znów się udało.
– My nie mamy takich „szans”, aby sprawdzić, jak cenne jest życie. Jak mimo to być pełnym życia?
Joanna: Dawać innym, być pomocnym. Mamy pięćdziesięcioro przybranych „siostrzeńców”, którym pomagaliśmy, gdy mieszkaliśmy w Strumianach, a i teraz pomagamy. Są już dorosłe i samodzielne. O, ten krawat Janka to od Agatki z Lyonu…
Jan: Uśmiechać się. Lekarze i ekspedientki z okolicznych sklepów przychodzą na promocje naszych książek, bo nas lubią, bo my żartujemy. Mamy do siebie stosunek autoironiczny. Szczególnie Joanna to uprawia. Ktoś jej ostatnio powiedział, że jest wielką poetką, a ona: „Niech pan będzie ścisły: metr siedemdziesiąt sześć!” Myślę, że trzeba sobie zapracować na twarz po śmierci; żeby w trumnie dobrze wyglądać. Dobra, spokojna twarz to coś wielkiego.
Joanna: Może to właśnie jest zbawienie? Ostatnio słyszę od lekarzy, że moje serce nie pracuje jak trzeba. To mi pasuje. No bo jakby to wyglądało, gdyby poetka umarła z powodu wątroby albo, nie daj Boże, pęcherza?
Joanna Kulmowa – poetka (m.in. „Boże umieranie”, „Suplement mój”, „Moja pełnia”), autorka kilkunastu zrealizowanych sztuk teatralnych, książek prozą (m.in. „Trzy”, „Topografia myślenia”) i wielu utworów dla dzieci (m.in. „Wio Leokadio!”, „Bajki skrzydlate”)
Jan Kulma – muzyk z wykształcenia, z zawodu reżyser teatralny i operowy, z zamiłowania filozof i matematyk. Kilka lat temu wydał opowieści autobiograficzne pod tytułem „Dykteryjki przedśmiertne poprawione”.