Zmartwychwstanie

A może by tak zmartwychwstać do tego, aby nie wiedzieć, nie rozumieć i nie mieć zdania?

„Chciałabym, żeby świat był wobec mojego ciała neutralny, a mnie pozwolono żyć z moim ciałem bez żadnych pytań” – powiedziała Ewa Zakrzewska, modelka i blogerka plus size w przejmującej rozmowie z Katarzyną Seiler w „Wysokich Obcasach” kilka tygodni temu.

Hejt, którego doświadczają ludzie grubi, jest bolesny, krzywdzący i bezsensowny. „Grubi byli, są i będą” – mówi Ewa.

Gdy zbierałam materiały do książki „Możesz odejść, bo cię kocham. O śmierci, pożegnaniach i nowym życiu”, kobiety i mężczyźni będący w żałobie, prosili, abym napisała, że błagają nas o ciszę; żeby nie pytać, nie pocieszać, nie radzić, nie opowiadać o sobie, nie interpretować, nie cytować mędrców i świętych, nie mówić, co o tym wszystkim myśli bóg. Bo to nie do zniesienia.

Gdy pisałam reportaż o małżeństwie znanych artystów, którym urodziła się córeczka z porażeniem mózgowym, najbardziej wstrząsnęły mną słowa matki: „Gdziekolwiek idę z moim dzieckiem, ludzie przystają, patrzą, pokazują palcem, szepczą coś pod nosem. Są i tacy, którzy podchodzą, zagadują, mówią, jak im przykro… To jeszcze gorsze. Przecież to jest moje dziecko, najlepsze jakie jest, jakie mam, kocham je nad życie. Czego ode mnie chcecie?”

Artystka opowiedziała też o pewnej podróży. Otóż wybrała się z kilkuletnią wówczas córką do znajomego przyjaciół (którego nie znała), prowadzącego gospodarstwo rolne, aby dziewczynka mogła zobaczyć zwierzęta. „I ten prosty człowiek przywitał nas, jakby nigdy nic – wziął dziecko za rękę, oprowadził po gospodarstwie, a gdy zorientował się, że mała chce do toalety, zaprowadził ją, zmienił pieluchę… Byłam w szoku. Żadnych komentarzy, żadnych. Niczemu się nie dziwił, jakby wszystko było normalne i naturalne – i my, i świat, i życie. Popłakałam się, tak mnie to wzruszyło.”

A co mówią kobiety w ciąży? I te, które urodziły? „Każdy musi się odnieść, wypytać, doradzić, skomentować, i koniecznie opowiedzieć przy tym o sobie, jak to u nich było, co przeżyli, jak sobie radzili. Czuję się, jakbym była lustrem dla ludzi i ich doświadczeń. Oczekują, że będę słuchała, słuchała i słuchała. To mnie wykańcza.”

I tak dalej, i tak dalej.

A gdyby tak przyjąć, że jesteśmy różni, a przecież jednocześnie całkowici, właśnie tacy doskonali, ze wszystkim, co się z nami dzieje, co się wydarza.

I wreszcie przestać gadać, gadać i gadać. Zmartwychwstać do nie odnoszenia się, nie zajmowania stanowiska, nie komentowania; do tego, aby nie wiedzieć, nie rozumieć i nie mieć zdania.

Ale co wtedy z troską i miłością bliźniego?

Może jednak mają rację ci z nas, którzy przypominają, że miłość to nie emocja – nie euforia, nie romantyczne (albo mniej romantyczne) uniesienia, nie sentyment, nie rozdzierająca tęsknota i rozpacz, nie siłowe obdarowywanie uwagą, zmienianie innych na lepsze dla ich dobra, za wszelką cenę służenie pomocą, użalanie się, czy co tam jeszcze.

Miłość to proste, naturalne przyjęcie – bez pytań, stwierdzeń, wyjaśnień, opowieści. Niepozorne, ciche, nieporuszone przyjęcie.

Image by danuta niemiec from Pixabay